• AccountKonto parafialne: 10 1050 1344 1000 0004 0042 7753

  • Papieska intencja
    Papieska intencja

    KWIECIEŃ 2024:

    Intencja powszechna: O docenianie roli kobiet

    Módlmy się, aby godność kobiet i ich bogactwo były uznawane w każdej kulturze i aby ustała dyskryminacja, jakiej doświadczają one w różnych częściach świata.

  • Porządek mszy
    Porządek mszy

    Niedziela:
    5:15, 7:00, 8:30, 10:00, 10:00 (Brzeziny), 11:30, 17:00

    Dni powszednie:
    6:00, 8:00, 18:30


  • Pielgrzymka
    Pielgrzymka

    W czerwcu przyszłego roku (9-17) organizujemy pielgrzymkę do Fatimy. Gdyby ktoś chciał jeszcze pojechać to prosimy o zgłoszenie do o. Proboszcza.

    Więcej informacji o pielgrzymce znajduje się w rubryce Informacje. -Pielgrzymka 

  • Adoracja Najświętszego Sakramentu
    Adoracja Najświętszego Sakramentu

    Wieczysta Adoracja

    Najświętszego Sakramentu

    od poniedziałku do piątku

    od 8.30 do 18.00

  • Odwiedziny chorych

    Odwiedziny chorych odbywają się

    w pierwszy piątek miesiąca od godz. 9.00.

    Najbliższe odwiedziny chorych odbędą się 5 kwietnia

  • Msze Fatimskie
    Msze Fatimskie

    Msze św. Fatimskie odprawiane są w każdy

    13 dzień miesiąca

    (za wyjątkiem niedziel).

    Porządek: 11.30 różaniec, 12.00 Msza św.;

    po Mszy nabożeństwo.

    Serdecznie zapraszamy!

  • Biuro parafialne
    Biuro parafialne

    Poniedziałek:  Nieczynne
    Wtorek: 17.00-17.30
    Środa: 17.00-17.30
    Czwartek: 8.30-9.15
    Piątek: 8.30-9.15
    Sobota: Nieczynne

    Furta klasztorna:

    Poniedziałek - Piątek:   8:00-12:00 i 14:00-17:00
    Sobota: Nieczynna
  • św. Rita
    św. Rita

    Dzień św. Rity jest celebrowany w każdy 22 dzień miesiąca (za wyjątkiem niedziel)

    Porządek: 18.00 nabożeństwo ku czci św. Rity z czytaniem wybranych losowo poleconych intencji i podziękowań.

    18.30 Msza św. w intencjach czcicieli św. Rity złożonych do skarbony ustawionej przed obrazem św. Rity.

    Serdecznie zapraszamy!

    Najbliższy Dzień św. Rity - 22 czerwca (czwartek)

  • Ochrona danych osobowych w Kościele

    W związku z wejściem w życie 25 maja 2018r. nowych wytycznych dotyczących ochrony danych osobowych (RODO) odnoszących się także do Kościoła Katolickiego zapraszamy do zapoznania się z niektórymi aspektami praktycznymi.

A A A
Potęga prawdy

Chrześcijanin ma nad sobą dwie władze. Jako obywatel podlega władzy państwowej, a jako ochrzczony podlega władzy religijnej. Zdarza się, że w konkretnych sytuacjach istnieje rozbieżność między decyzjami jednej i drugiej władzy, a człowiek musi dokonać między nimi wyboru, co wcale nie jest takie łatwe. Otóż, w takich konfliktowych układach istnieje tylko jedna szansa bezbłędnego dokonywania wyboru i podejmowania zawsze słusznych decyzji. Trzeba dostrzec trzecią władzę. W rzeczywistości bowiem ponad władzą państwową i religijną jest Bóg. Tylko Jego wymaganie i prawo są słuszne. Bóg zaś sprawuje władzę w imię prawdy.

Ktokolwiek podejmuje decyzje w imię prawdy, zawsze postępuje słusznie, bez względu na to, czy bezpośrednia władza — świecka czy religijna — za decyzje ukarze go czy też nagrodzi.

Chrystus też miał nad sobą trzy władze. Państwową reprezentował w Galilei Herod, w Judei Piłat, a daleko w Rzymie Tyberiusz. Religijną reprezentował w Jerozolimie Kajfasz i Sanhedryn. Popadł w konflikt z jedną i drugą, i obie władze wydały na Niego wyrok śmierci. Został jednak wierny Ojcu.

Wierność prawdzie czyni człowieka wewnętrznie wolnym od wszelkiej doczesnej władzy, bo prawda jest ponad władzą. To ona władzę osądza — nagradza lub wydaje na nią wyrok. Gdyby Kajfasz i Piłat uniewinnili Chrystusa, otoczyliby władzę chwałą i ugruntowaliby jej autorytet. Skoro zaś wydali na Niego niesprawiedliwy wyrok, to prawda oskarża ich przez wieki i będzie oskarżać w wieczności.

Każda władza wie, że o wartości jej podwładnych decyduje stopień umiłowania przez nich prawdy. Wie o tym nawet wówczas, gdy za mówienie prawdy, dla niej niewygodniej niszczy podwładnego. I wbrew wszelkim pozorom wierność podwładnych prawdzie jest w interesie władzy. Często się mówi, że władza ma wpływ na podwładnych, zapominając, że i podwładni mają wpływ na władzę. Ich wierność prawdzie jest w stanie tak ustawić ludzi sprawujących władzę, że i oni muszą się z prawdą liczyć. Rzecz jasna, jednostkę wierną prawdzie można lekceważyć, ale już grupy ludzi ceniących wyżej wierność prawdzie niż życie, nie da się zlekceważyć. Stają się oni głosem sumienia danej społeczności.

Warto zauważyć, że Chrystus nie wzywa ani Piłata, ani Kajfasza do wierności prawdzie. Wyznaje jedynie przed nimi z naciskiem, że On jest i pozostanie wierny prawdzie, nawet za cenę życia. „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu”.

Jest rzeczą znamienną, że na kartach Ewangelii nie znajdujemy ani jednej wypowiedzi Jezusa, w której sugerowałby potrzebę zmiany władzy państwowej czy świątynnej. Nigdy nie wystąpił z wezwaniem do rewolucji, mimo że wszyscy na to czekali. Swoją postawą wierności prawdzie wskazał jednak drogę jedynego, skutecznego oddziaływania na władzę i możliwość zamiany nie tyle jednego władcy na innego, ile wewnętrznej przemiany człowieka sprawującego władzę, przez wprowadzenie go na drogę szacunku dla prawdy.

Piłat i Kajfasz mieli najwartościowszego podwładnego, jaki kiedykolwiek żył na ziemi. Ponieważ zdradzili prawdę, wydali na Niego wyrok śmierci. W rzeczywistości jednak to prawda wydała na nich wyrok. Gdziekolwiek prawda zostanie naruszona, tam sprawa nie zostaje jeszcze definitywnie zamknięta, nawet gdy obrońcy prawdy ponoszą śmierć. Ostatnie słowo bowiem należy zawsze nie do władzy, ale do prawdy.

Chrystus Król — rządzi światem w imię miłości, a sądzi świat w imię prawdy. Dlatego On jest jedynym, sprawiedliwym Władcą świata.

Ks. Edward Staniek (http://www.mateusz.pl/czytania/2018/20181125.html#1)

Dzień, który zna tylko Ojciec

Podczas rekolekcji młodzieżowych uczestnicy otrzymali zadanie z pozoru proste. Każdy miał pisemnie odpowiedzieć na pytanie: „Co zrobiłbym dzisiaj, gdybym się dowiedział, że umrę jutro?”. Wielu potraktowało to zrazu jako żart. Gdy się jednak okazało, że ma to być poważne ćwiczenie rekolekcyjne, całą grupę ogarnęło pełne zadumy milczenie. Owocem tego ćwiczenia stało się spostrzeżenie, że zwykle „dzisiaj”, na bieżąco, zajmujemy się sprawami mało ważnymi z punktu widzenia ostatecznych przeznaczeń człowieka, natomiast sprawy rzeczywiście ważne odkładamy na potem w przekonaniu, że przed nami jeszcze długi szmat życia. Dopiero uświadomienie sobie, że praktycznie każdy dzień może być dniem ostatnim, zmienia nasz sposób myślenia i pozwala uporządkować „ważność” spraw dotyczących człowieczej egzystencji. Zaczynamy porządkować nasz świat wartości, sprawy rzeczywiście ważne zaczynamy postrzegać jako pilne, nie cierpiące zwłoki, a inne, pochłaniające dotąd cały czas i całą energię, często okazują się mało istotne i tracą znaczenie w świetle faktu, że być może umrzemy już jutro.

Wynika stąd, że gdybyśmy mieli absolutną pewność, że będziemy żyli sto lat, to prawdopodobnie dla wielu z nas pierwszych dziewięćdziesiąt dziewięć lat byłoby zmarnowanych, a prawdziwe i ostateczne nawrócenia dokonywałyby się pod koniec ostatniego roku życia. A to by oznaczało, że praktycznie całe życie poszłoby na straty. Dlatego Bóg, który doskonale wie, „co kryje się w człowieku” (J 2,25), okrył „ów dzień” najgłębszą tajemnicą: „O dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”. W aspekcie indywidualnym chodzi tu o dzień naszej śmierci. W skali uniwersalnej – o dzień powtórnego przyjścia Chrystusa i sądu ostatecznego.

Nie znać daty „owego dnia” jest rzeczą człowieczą, tak dalece, że nawet Syn, który jako Bóg wiedział wszystko, jako człowiek również tej niewiedzy doświadczał, tak jak doświadczył ludzkiego ubóstwa, samotności, cierpienia i śmierci. „Niewiedza – pisał św. Atanazy – jest bowiem cechą ludzką, szczególnie zaś w sprawach tego rodzaju. Ale i to jest znakiem łaskawości Zbawcy. Skoro bowiem stał się człowiekiem, nie wstydził się wyznać nieświadomości pochodzącej z ciała (...), aby pokazać, że choć wie jako Bóg, nie wie jako ten, który posiada ciało”.

Dla nas, ludzi obciążonych „cielesną” pokusą zajmowania się najpierw tym, co przyjemne, a odkładania spraw trudnych (chociaż ważnych) na później, owa nieznajomość ostatniej godziny okazuje się zbawiennym zrządzeniem Bożej Opatrzności. Wymusza bowiem na nas konieczność twórczego wykorzystania każdej darowanej nam przez Boga chwili, bowiem każdy dzień życia może się okazać ostatnim.

W praktyce oznacza to, że chrześcijanin powinien być w każdym dniu przygotowany na śmierć pojmowaną jako ostateczne spotkanie z Chrystusem, który „złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga” w przekonaniu, że Jego zbawcze dzieło wyda w nas owoce świętości. Dlatego „śpieszmy się kochać ludzi...” (ks. Jan Twardowski). I śpieszmy się kochać Boga.

ks. Antoni Dunajski (https://liturgia.wiara.pl/doc/420022.33-Niedziela-zwykla-B/4)

Zakochani w Bogu

1. Jest jedna cnota, bez której nie można sobie wyobrazić ludzkiego życia, cnota, która łagodzi napięcia, rozwija inicjatywę, popycha ludzi do bohaterskich czynów, jest motorem wszelkiego ludzkiego działania. Cnota, która jednoczy ludzi i narody ze sobą, a tej cnocie na imię: miłość.

Jeśli Chrystus w dzisiejszej ewangelii na pytanie uczonego w Piśmie, które jest największe przykazanie, odpowiedział, że jest nim przykazanie miłości bliźniego i Boga, chciał przez to powiedzieć, że bez tego przykazania nie można sobie wyobrazić ludzkiego życia.

Ale właściwie, co to jest miłość? Najtrudniejsze do odpowiedzi pytanie. Można powiedzieć, że Chrystus odpowiedział na nie, nie tyle słowami, ile całym swoim życiem. Dlatego mógł pod koniec swojego życia powiedzieć że: „większej miłości nikt nie ma jak ten, kto życie swoje daje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Dlaczego mamy obowiązek kochać Boga?

2. Bo On nas pierwszy umiłował. Z miłości ku nam stworzył świat i oddał go człowiekowi pod panowanie. Człowieka uczynił swoim obrazem i wywyższył go ponad wszelkie stworzenia. Wysyłając go w drogę życia, wyposażył go w najwspanialszy dar: swoją boską przyjaźń. Ale człowiek nie docenił tego daru. Przez grzech zerwał tę przyjaźń i odszedł od Boga. Ale co ważniejsze, Bóg nie odszedł od człowieka. W trosce o jego zbawienie i szczęście, obiecał zesłać Odkupiciela. Jeszcze w raju go obiecał. A potem zapowiadał nieustannie jego przyjście przez patriarchów, proroków i mędrców. I kiedy obiecany Zbawca przyszedł, zaświadczył swoją nauką i swoim życiem o miłości Boga do człowieka. W rozmowie z Nikodemem, o czym pisze św. Jan Ewangelista, Jezus odkrył rąbek tajemnic bożych. Oświadczył mu otwarcie, że: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). W istocie rzeczy miłość Jezusa do człowieka nie miała granic.

Pragnąc podkreślić jej nieprzemijającą wartość, Jezus zalecił ją swoim uczniom, a przez nich nam wszystkim w swoim testamencie, tj. w swojej arcykapłańskiej modlitwie wygłoszonej na krótko przed swoją śmiercią w Wieczerniku. Oświadczył im wtedy: „Jako mnie umiłował Ojciec i ja was umiłowałem, trwajcie tedy w miłości mojej” (J 15,9). Prośbę tę Jezus wypowiedział we Wielki Czwartek wieczorem, a w Wielki Piątek już nie żył. Umierał świadomie. A kto umiera świadomie, ten przed śmiercią .nie porusza błahych spraw. Mówi o tym, co mu najbardziej leży na sercu. A co Jezusowi najbardziej leżało na sercu? O czym chciał, żebyśmy po Jego śmierci pamiętali? Chciał, byśmy zawsze pamiętali o tym, co ś w. Jan tak pięknie określił: „Bóg jest miłością”, a my mamy obowiązek wierzyć tej miłości. Mamy uwierzyć jej i żyć tą miłością do końca naszego życia, by kiedyś, po najdłuższym naszym życiu, tę Miłość własnymi oczyma oglądać w wieczności.

3. Uczony w Piśmie z dzisiejszej ewangelii, pytający Chrystusa o największe przykazanie dowiedział się od Niego nie tylko tego, że jest nim miłość, ale jeszcze usłyszał, jaką ona zajmuje rolę w hierarchii wszelkich wartości. Jezus powiedział mu, że „miłować Go (tj. Boga) całym sercem... daleko więcej znaczy, niż wszełkie całopalenia i ofiary” (w. 33).

Chrystus jakby chciał mu przez to powiedzieć, że dobrą rzeczą jest modlitwa, wspaniałą składanie ofiar, niezwykle ważną dobroć i życzliwość dla drugich, ale te wszystkie wartości bledną wobec jednej wartości, którą jest miłość Boga. Ona jest najważniejszą i najwspanialszą cnotą. Bez niej życie ludzkie nie miałoby najmniejszego sensu. Opromienione nią otwiera człowiekowi już tu na ziemi niebo.

Wiedział o tym dobrze św. Augustyn, dlatego snując na ten temat refleksje, postawił swoim słuchaczom pytanie? Powiedz mi, co ty miłujesz, a ja ci powiem kim jesteś. Jeśli niebo miłujesz, niebem jesteś, jeśli ziemię miłujesz, ziemią jesteś, jeśli Boga miłujesz, Bogiem jesteś.

Musimy sobie my dziś postawić takie pytanie: co my właściwie miłujemy, co nosimy w zakamarkach naszego serca? Jakie są nasze najskrytsze pragnienia i myśli, a sumienie, ten najlepszy sejsmograf naszej duszy udzieli nam na te pytania najlepszej odpowiedzi. Powie nam za św. Pawłem, że gdybym „mówił językiem ludzi i aniołów... i gdybym znał wszystkie tajemnice i posiadał wszelka wiedzę, i gdybym miał taką wiarą, iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym...” Tylko miłość, tylko ona jedna coś znaczy, poza nią nic nie ma znaczenia, św. Paweł kończy swój hymn o miłości słowami: teraz trwają te trzy: wiara nadzieja i miłość, ale z nich największa jest miłość (1 Kor 13). Nie potrzeba więcej wyjaśnienia.

Potrzeba jednej rzeczy: potrzeba żyć miłością. Potrzeba wprowadzić ją we wszystkie detale naszego życia. W takim ustawieniu sprawy rozumiem pytanie Chrystusa skierowane do Piotra na krótko przed mianowaniem go pierwszym papieżem: „miłujesz mnie więcej aniżeli inni?” Piotr odpowiada: „tak Panie, Ty wiesz, że Cię miłuję”. A jeśli tak to: „paś baranki moje, paś owce moje, paś owieczki moje”. Chrystus przyjął wyznanie Piotra i stwierdził, że ono jest wystarczające, aby Piotr mógł Go godnie reprezentować na ziemi. Ono wystarczy za wszystko, bo miłość jest wszystkim.

4.. Moi Drodzy! W każdą niedzielę przychodzimy do kościoła. Przychodzimy tu, aby uczestniczyć we mszy św. Ale również przychodzimy i w tym celu, aby poznać jak wielka jest miłość Chrystusa do nas. Pragniemy od tej Jego miłości zapalić nasze serca i Jego miłością przepełnić całego siebie. Prośmy Go dzisiaj o to gorąco. Amen.

ks. Stanisław Grzybek (https://liturgia.wiara.pl/doc/420131.31-Niedziela-zwykla-B/3)

Ku bogactwu ducha

Jezus, który naucza z mocą, krytykuje postępowanie uczonych w Piśmie. Zarzuca im, że działają na pokaz: chcą wyróżniać się przez swój strój, są spragnieni uznania i honorów, ich zarozumiałości towarzyszy chciwość i obłuda. Nie tylko objadają ubogie wdowy, ale również – powierzchownie i fałszywie pobożni – modlą się na pokaz. Przeciwieństwem zachowania uczonych w Piśmie staje się „uboga wdowa”, która stanowi wzór oddania i zaufania Bożej Opatrzności. To ona wykazuje się prawdziwą pobożnością i ofiarnością. Widzi to Jezus, który siedzi naprzeciw ostatniej, tzn. trzynastej skarbony na dziedzińcu, do której wrzucano dobrowolne ofiary na ofiary całopalne. Tak więc kobieta, która wrzuciła do skarbony „wdowi grosz”, przeznaczyła wszystkie swoje pieniądze na kult i chwałę Bożą.

Hojności zasiewu zależy od otwartości serca, a ta z kolei przyczynia się do obfitość zbiorów. I nie chodzi tu o wielkość inwestycji, ale o postawę człowieka, by nie dawać minimalistycznie i na pokaz, i tylko z tego, co nam zbywa. W swoim całkowitym zaufaniu ewangeliczna wdowa jest podobna do Jezusa. Na tym polega prawdziwa pobożność i wiara chrześcijańska. Jak zauważa kard. Karol Wojtyła, „Środki ubogie mają to do siebie, że są w pewien sposób najbogatsze, gdyż głównym środkiem ubogich jest ludzkie serce. Tylko trzeba do niego trafić. Bez tego środka wszystkie bogate środki są ubogie. Przestają działać”.

Słowo Boże wiedzie nas drogą do odkrycia duchowego bogactwa i umacniania go w swoim życiu. Podstawą rozwoju duchowego bogactwa jest żywy kontakt z Trójjedynym Bogiem i realizacja wskazań Kościoła. Na tej drodze pomocą mogą stać się dla nas pouczenia świętych. Św. Ignacy Loyola w słynnych „Ćwiczeniach Duchowych” zwraca uwagę, by żyć i postępować „na większą chwałę Bożą”. Jego inna zasada brzmi „więcej”  i pomaga dojrzewać duchowo, by przechodzić od „muszę” do „chcę”, od tego, co „dobre”, do tego, co „lepsze”; od tego, co „poprawne”, do tego, co „święte”.

Z wewnętrznego bogactwa wypływają, jak w przypadku ubogiej wdowy, starania o chwałę Bożą. Chodzi o świątynię i parafię, potrzeby diecezji i Kościoła powszechnego. Dobra te wymagają jednak ciągłej troski. Możemy włączyć się w te dzieła przez udział w konkretnych pracach (sprzątanie kościoła, porządkowanie cmentarza), jak i ofiary składane na tacę, a przeznaczone na różne potrzeby, zarówno świątyni (opłaty bieżące za prąd, sprzątnie, konserwacja), sal dla grup duszpasterskich, jak i diecezji (zbiórki żywnościowe czy inne akcje „Caritas”, ofiary na seminarium duchowne, cele misyjne). Dbałość o potrzeby parafii odnosi się również do troski o diecezję i cały Kościół. W ten sposób wspieramy nie tylko inicjatywy proboszcza, ale również przedsięwzięcia biskupa diecezjalnego czy samego ojca świętego, pomagamy budować kościoły, szpitale, szkoły w krajach misyjnych. Zawsze najważniejszy jest dar serca, autentyczna opieka duchowa i materialna dla potrzebujących rodzin, a nie danina wynikająca z przymusu czy ponaglania. Taka postawa prowadzi do bogactwa duchowego i przyczynia się do zdobywania świętości.

ks. Leszek Smoliński (https://liturgia.wiara.pl/doc/420132.32-Niedziela-zwykla-B)

Bartymeusz

Ewangelia dzisiejsza prowadzi nas do Jerycha i do spotkania Jezusa ze ślepcem Bartymeuszem. To co się wydarzyło podczas tego spotkania, często ma miejsce w naszych spotkaniach z Jezusem. Warto by się nieraz postawić w miejscu Bartymeusza i pomyśleć o swoich niedomaganiach, może i o własnej „ślepocie".

Św. Marek rozpoczyna dzisiejszy fragment Ewangelii od informacji, że ślepy żebrak Bartymeusz siedział przy drodze. Od razu ewangelista przybliża nam jego doświadczenie biedy materialnej. Bartymeusz był ślepy i wiedział o tym. Wielu ludzi nawet całkowicie ślepych na dobro, obarczonych grzechami, nie tylko, że nie widzą swojej ślepoty, ale często uważają się za lepszych od innych. Jak ważne jest rozpoznawanie swojej ślepoty, bo tylko wówczas Bóg może się nią zająć.

Druga informacja, że jest żebrakiem, ukazuje nam prawdę o jego poniżającym sposobie życia. Musi wybłagać jakiś grosz, by móc w swojej biedzie przeżyć kolejny dzień. My bardzo boimy się tego, co uderza w naszą ludzką godność, boimy się podejmować zadań, które społecznie uważane są za niższe, czy nawet poniżające. Sztucznie podsycając swoją godność, możemy nie być wrażliwi na to, co jest ubogie, proste, niemodne. Można popełnić głupstwo wynikające z pychy, gdy nie prosi się o coś, czego się bardzo potrzebuje, co jest potrzebne, bo uważa się, że jest to poniżające.

Bartymeusz siedzi przy drodze - to już trzecia informacja płynąca z rozważanego fragmentu Ewangelii. Te słowa oddają sytuację człowieka, który nie porusza się po prawdziwej drodze. Jest kimś, kto tęskni, by wejść na drogę i iść z innymi, i który czeka na Jezusa, na Tego, który sam powiedział o sobie „Ja jest drogą" (J 14,6). Poruszać się nawet po autentycznej drodze bez Jezusa, to podróż donikąd.

To długoletnie życie Bartymeusza w ślepocie, na żebraniu, przy drodze nagle wypełnione jest głosem, że zbliża się Jezus z Nazaretu. Niewidomy może tylko słyszeć, mówić i poruszać się po omacku. Przecież Bartymeusz w swoim życiu słyszał tysiące informacji, może nawet z większym nasileniem, niż ta, że zbliża się Jezus z Nazaretu. Bycie uczniem właśnie rodzi się w ten sposób, że pośród mnóstwa dochodzących, może i ważnych głosów, wybiera się ten najważniejszy, któremu na imię Jezus z Nazaretu. Pomyślmy o tych licznych głosach, które codziennie dochodzą do nas w postaci plotek, płytkiego humoru, przekleństw, którymi karmimy się bezrefleksyjnie, a gdzie są słowa o Jezusie?

Reakcja Bartymeusza na obecność Jezusa jest natychmiastowa. Zaczyna on wołać i prosić o litość. Na pewno ten zryw i krzyk Bartymeusza nie był jego codziennym zachowaniem wobec każdego od kogoś spodziewałby się, że może otrzymać uzdrowienie. Mieć prawdziwą intuicję, co do spotykanych ludzi i ich możliwości, to kolejna często nasza słaba cecha. Lgniemy do ludzi, którzy nie kierują się w swoim postępowaniu wartościami, którzy potrafią nas wykorzystać.

Nasz bohater nieoczekiwanie zostaje uciszany ze strony tych, którzy szli za Jezusem. Tak jest i z nami: ilekroć chcemy przybliżyć się do Jezusa, napotykamy na przeszkody, często ze strony tych, którzy są z Jezusem. W kręgach tak zwanych pobożnych ludzi są i tacy, którzy nie chcą by byli od nich pobożniejsi. Jest to przejaw „niezdrowej" zazdrości.

To uciszanie, Bartymeusza jednak nie blokuje, a co więcej, on jeszcze mocniej zaczyna krzyczeć. W ten sposób Ewangelia ukazuje upór, który powinien być obecny w chrześcijańskiej modlitwie, zwłaszcza wówczas, gdy przychodzą zewnętrzne lub wewnętrzne przeszkody.

Oczywiste jest, że Jezus na takie uporczywe wołanie reaguje, przystaje i każe tym, którzy go dotychczas uciszali zawołać. Wszystko, co nazywamy apostolstwem, zawiera się w tej zachęcie: „Idź! Woła cię!".

Tej okazji, w której zaczynają być sprzyjające warunki, bo nawet przeciwnicy stają po jego stronie i zachęcają, Bartymeusz nie może zaprzepaścić. Zrzuca płaszcz, który jest jego jedynym zabezpieczeniem. Chcąc iść za Jezusem w pełni, musimy tak jak Bartymeusz, mieć odwagę zrezygnować z wielu przyziemnych spraw, odciąć się od zgromadzonego przez lata zbędnego balastu.

Jezus zadając ślepcowi pytanie, czego on tak naprawdę pragnie, zmusił go do zdefiniowania swego kalectwa. Nie powiedział mu: jesteś ślepy! Pragnął, by Bartymeusz sam siebie określił. Niekiedy powiedzenie komuś prawdy wprost sprawia, że jeszcze bardziej stara się ukryć tę prawdę o sobie. Najlepiej, jeśli człowiek sam stanie się odkrywcą swojego problemu, bo wtedy łatwiej mu z nim zerwać.

„Rabbuni". Bartymeusz nie zwraca się do Jezusa, używając zwyczajnego tytułu, który na kartach Nowego Testamentu często się pojawia, rabbi, nauczyciel, lecz nazywa Go „mój nauczyciel". Niewidomy w ten sposób pokazuje jak powinien uczeń nawiązywać osobistą i mocną relację z Mistrzem.

Wreszcie Jezus słyszy prośbę, jakiej od niewidomego oczekuje od dawna. Zobaczyć Pana stanowi życie dla człowieka.

Słowa „twoja wiara cię uzdrowiła" oznaczają zbawienie, w jakie wstępujemy, kiedy idziemy za Jezusem. Bartymeusz odzyskuje wzrok i coś o wiele większego: otrzymuje oczy, aby tak dobrze ujrzeć Jezusa, że odtąd chce zostać Jego uczniem.

Sytuacja Bartymeusza z początku tej sceny całkowicie się odmieniła: widzi, idzie drogą i nie musi już żebrać.

My, którzy wiemy o Jezusie o wiele więcej niż Bartymeusz, czy mamy oczy, aby na Niego patrzeć? Tak, aby poczuć rosnące w nas pragnienie, które rodziło świętych: „Chcę iść za Tobą".

ks. Leszek Skaliński SDS (http://swjozef.com/niedzielne_kazanie/xxx_niedziela_zwykla_rok_b_25_pazdziernika_2015_r/1853.html)